niedziela, 31 lipca 2011

super modern squaw

Sezon jesień zima 2011/12 to kolejny sukces Isabel Marant. Od kilku lat francuska projektantka bezbłędnie wyczuwa co chcą nosić modne dziewczyny z nad Sekwany i nie tylko. Kluczem popularności czterdziesto kilku letniej Marant jest jej pragmatyczne podejście do mody oraz wieloletnie doświadczenie. Projektanta pracowała u najlepszych – między innymi u Yohji Yamamoto i w Chloe. Własną marką kieruje od 1994 roku, jednak prawdziwy sukces odnosi zaledwie od kilku lat.


Wcześniej szykowne i lekkie stroje od Marant były modowym sekretem najlepiej ubranych Francuzek. Marka jest bowiem uosobieniem francuskiego stylu – niedoskonale doskonałego, nonszalancko klasycznego, nie do podrobienia. Ubrania od Marant mają podobno jeszcze jedną zaletę – są po prostu wygodne. Projektantka każdą rzecz testuje najpierw na sobie – nosi po domu, zakłada do kina czy na kolację. Jeśli nie czuje się komfortowo dana rzecz nie znajdzie się w kolekcji.

     Propozycje na nowy sezon to kolejna wariacja na temat paryskiej dziewczyny. Eklektyczny zbiór płaszczy, żakietów, dzianin i sukienek Marant łączy tak, by wszystko wyglądało lekko, naturalnie i przypadkowo. Pojawiło się dużo ciekawych faktur, dzianin, skór, jeansu i jerseyu. Tym razem projektantka przeniosła się w rejony Dzikiego Zachodu, nawiązując do indiańskich piór czy kowbojskich frędzli. Może niekiedy Marant cytuje zbyt dosłownie, pokazując sukienki dla współczesnej squaw, jednak cała stylizacja nadaje luzu i nonszalancji. Projektantka sprawia, że ocierające się o kicz elementy wyglądają niebywale cool. Jeśli ktoś może mnie przekonać do białych kozaków, to tylko Isabel Marant.

źródło: elle.com

Constance Jablonski in Histoire d'eau, Numero August 2011


źródło:fashioncopious

super natural

Katie Grand jest bezbłędna. Brytyjska stylistka pracowała między innymi dla Dazed&Confused, Face i POP, aż w końcu założyła własny magazyn LOVE. Pismo ukazuje się dwa razy w roku i za każdym razem wywołuje spore zamieszanie. Tak, jak wtedy kiedy na okładce pojawiła się naga Beth Ditto. Albo wtedy gdy w myśl androgenicznego trendu do okładkowego zdjęcia pozowały całujące się Kate Moss i Lea T. 



 źródło:fashionista

Do najnowszego numeru, Super Natural Issue, Grand zaangażowała wschodzące gwiazdy świata mody – młodziutkie aktorki Elle Fanning, Chloe Moretz i Hailee Steinfeld, a także supermodelkę Larę Stone. Osobno zapozowały do czterech okładek utrzymanych w wiktoriańskim klimacie. Zdjęcia są delikatne, subtelne, nieco mistyczno-religijne. Za obiektywem stanął duet Mert&Marcus, który od dawna współpracuje z Grand nad wydaniami magazynu.


Mert&Marcus sfotografowali także sesję Super Natural, w której pojawia się Lara, Maria Carla Boscone, Daphne Groeneveld, Kristem McMenamy i Nyasha Matonhodze. Zdjęcia nawiązują do okładek. Modelki ubrane w eteryczne, romantyczne stroje z najnowszych kolekcji pozują z cieknącymi łzami przypominając trochę madonny ze średniowiecznych obrazów. Są też zdjęcia bardziej niepokojące, trochę mroczne. Całość odwołuje się do modnego romantyczno gotyckiego trendu lansowanego przez Riccardo Tisci. 



piątek, 29 lipca 2011

konsekwencja

     Joanna Klimas jest prekursorką inteligentnego designu w modzie polskiej. Idealnie proste, świetnie skrojone, wyrafinowane w detalach stroje to jej znak rozpoznawczy. I wbrew pozorom - są to projekty patriotyczne, z etnicznymi inspiracjami.
      Kiedy nie było u nas jeszcze zagranicznych marek, Klimas pokazywała co to znaczy moda i styl. Używała wysokiej jakości materiałów, promowała oszczędne formy. Wydawało mi się, że projektantka świetnie sobie dzięki temu radzi, a jej bezkompromisowe spojrzenie i odmienna estetyka zyskały spore grono odbiorców. Dlatego mocno mnie zaskoczył wywiad z panią Klimas, który ukazał się niedawno w Twoim Stylu. Projektantka, która długo walczyła by polski klient zrozumiał i pokochał minimalistyczny design w 2001 roku ogłosiła upadłość firmy. 

 źródło:zyciewarszawy

       Wydaje się, że Joanna Klimas wyprzedziła polską modę. Rzeczy, które proponowała w latach 90. idealnie wpasowują się w dzisiejsze trendy. Dopiero niedawno w szerszej świadomości pojawiło się przekonanie, że minimalistyczny nie znaczy biedny, że strój nie musi krzyczeć marką i ceną. Joanna Klimas postanowiła to wykorzystać i reaktywowała swoją markę. Decyzja o powrocie do świata mody w obecnych realiach rynkowych jest niezwykle odważna. Polska moda jest bardzo podzielona, od haute couture i sukienek na dywan do awangardowych projektów, które mało kto odważy się założyć. Niewiele projektantów szyje fajny, podrasowany casual dobrej jakości, a co dopiero mówić o designerach z unikatową wizją. Tym bardziej cieszę się, że Joanna Klimas zdecydowała się wrócić. Obok Ani Kuczyńskiej jest ostoją niszowego stylu - wyciszonego, skromnego, a jednak robiącego piorunujące wrażenie, dopracowanego i przemyślanego. 
     Poniżej zdjęcia z ostatniej kolekcji projektantki, prezentujące nowe, szersze spojrzenie na minimalizm. Projektantka wychodzi poza ulubioną  paletę czerni i szarości, decyduje się na więcej ozdób, słowem - jej styl dojrzewa. Mocno kibicuję by tym razem Joanna Klimas odniosła zasłużony sukces na dłużej.





źródło:joannaklimas

rollercoaster ze Stellą

Stella McCartney jest jedną z pozornie uprzywilejowanych osób posiadających znane nazwisko. Jej kariera pokazuje przywilej często zmienia się w przeszkodę. Siła McCartney polega na tym, że nie stara się za wszelką cenę udowodnić, że jej sukces jest oparty na talencie, a nie nazwisku. Jej kolekcje są wyważone, nie prowokują, ale stanowią realistyczną odpowiedź na to, czego pragną kobiety. Choć początki nie były łatwe. Jej debiutancka kolekcja nie spotkała się z dobrym przyjęciem. Dopiero zimowa kolekcja z 2003 roku (czwarta pod własnym nazwiskiem) zdobyła uznanie klientów i krytyków. McCartney pokazała wywarzony rock&roll, postawiła na proste formy i dobre krawiectwo. Jej znakiem rozpoznawczym stały się luźne sukienki o lekko sportowym zacięciu, casualowe dzianiny, świetnie skrojone dopasowane rurki. Projektując z myślą o sobie, Stella McCartney trafiła w gust wielu dojrzałych i pewnych siebie kobiet, ceniących swobodną, lekką, a jednocześnie wyrafinowaną modę. Wyznaczyła standardy power dress nowego stulecia.


Nie wszystkie propozycje McCartney trafiają do mnie w tym samym stopniu. Brakuje mi u niej ciągłości formy, są raczej wzloty i upadki. Niektóre jej projekty wywołują zachwyt, inne są zupełnie obojętne, jeszcze inne wydają się po prostu brzydkie. Za jedną z jej najlepszych kolekcji uważam tę zimową z zeszłego roku. Funkcjonalny minimalizm, świetne kroje, piękne materiały. Jednak po kilku dobrych kolekcjach z rzędu, którymi prawie udowodniła, że zapracowała na swoją pozycję, Stella stworzyła zupełnie nijaką kolekcję letnią, obalając stwierdzenie, jakoby była projektantką, która doskonale wie, czego chcą kobiety. Ubrania były proste i wygodne, ale zupełnie pozbawione kobiecości, nieco siermiężne, zbyt zakotwiczone w przeszłości. Do tego te wzory. O ile banany Prady działały świetnie, tak cytrusy od Stelli sprawdziły się średnio.


Nie odmawiam McCarteny umiejętności projektowania kobiecych, niezobowiązujących strojów. Wystarczy sięgnąć parę sezonów wstecz- chociażby do lata 2009 czy minionego roku. Jedwabne kombinezony, kolorowe sukienki- to z czego Stella jest znana, w idealnym stylu sexy na luzie. Garnitury, obszerne, dojrzalsze, wciąż jednak niepozbawione lekkości i świeżości. Dlatego bardzo czekałam na najnowszą kolekcję. I znowu jest tak, że część rzeczy chciałabym prosto z wybiegu zamknąć w szafie, a o części zapomnieć. Co jest na plus? Typowa dla McCartney gra pomiędzy damskim a męskim, zmysłowa lekkość prześwitujących materiałów, proste dopasowane sukienki, oversize’owe dzianiny. Na minusie – bezkształtne formy wielu marynarek, płaszczy i sukienek, zbyt obszerne, zbyt męskie. Znowu nietrafione wzory – głośne złoto czarne nadruki. Sprawdziły się standardy projektantki – wieczorowy smoking, sportowe sukienki. Za mało. 


Źródło: style.com

poniedziałek, 25 lipca 2011

the modern mods


        W Vogue China trendem nr 1 na jesień jest skóra.W stylizacji Nicoletty Santaro płaszcze i sukienki mini od Louis Vuitton czy Prady przywołują futurystyczny klimat lat 60. Z kolei całość uwspółcześniają czerń oraz błysk skóry. Przed obiektywem Williego Vanderperre'a pięknie pozuje Raquel Zimmermann.



źródło: fashiongonerogue

niedziela, 24 lipca 2011

nowa twarz


Jedną z ciekawszych debiutantek minionego sezonu jest Anja Konstantinova. Z powodu niskiego wzrostu (164cm) rzadko pojawia się na wybiegu. Natomiast sesje z jej udziałem od razu przyciągają uwagę. 20-letnia Australijka ma oryginalną twarz, ciekawe spojrzenie i delikatną budowę. Choć idealnie sprawdza się w minimalistycznych klimatach, potrafi także przemienić się w seksownego kociaka rodem z lat 80, a na innych zdjęciach przyciąga delikatnymi, wręcz dziecięcymi rysami. Poniżej przedstawiam kilka zdjęć Anji i mam nadzieję, że kolejny sezon przyniesie więcej sesji z jej udziałem.





źródło:tfs

środa, 20 lipca 2011

progres


Jeszcze parę lat temu na hasło Balmain większość osób wzruszała ramionami, nie wykazując śladu zainteresowania. Dom mody założony w 1945 roku przez Pierre’a Balmain powoli stawał się sentymentalnym reliktem. Z modowego niebytu wyłonił go dopiero Christophe Decarnin. Począwszy od pierwszej kolekcji z 2005 roku, Decarnin stawiał na ostrzejszy, bardziej rock&rollowy styl. Szybko zyskał uznanie francuskiej prasy oraz klientek na całym świecie, gotowych zapłacić obłędne sumy za t-shirty podarte według wzoru projektanta. Metka Balmain nabrała prestiżu, mimo że Decarnin konsekwentnie lansował rock&rollowy styl. Francuski projektant przywrócił modę na glam rock lat 80, pokazując na wybiegu żakiety z szerokimi, mocno zarysowanymi ramionami i cekinowe sukienki. Decarnin trafił idealnie w gust ówczesnej stylistki francuskiego Vogue’a Emmanuelle Alt, która trzy lata temu mocno przysłużyła się zapanowaniu prawdziwej Balmainii. Dziś już jako redaktorka Vogue Paris pozostaje wierna francuskim markom i ciuchy Balmain nosi na zmianę z tymi od Isabel Marant.

 Jesień zima 2011/2012

Zasług Decarnina wobec Balmain nie da się umniejszyć, jednak mimo popularności jaką jego projekty cieszyły się wśród klientek, prasa coraz częściej krytykowała Francuza za powtarzalność i uporczywe trzymanie się jednego stylu. Ostatnie kolekcje Balmain były dość przewidywalne i niezbyt nowatorskie, stanowiły raczej swobodną wariację na temat jednej sylwetki. Decarnin postawiono pod olbrzymią presją, spekulując na temat jego umiejętności. Spiralę plotek nakręciła także nieobecność projektanta w trakcie pokazu kolekcji na jesień zimę 2011. Decarnin był wówczas leczony, prawdopodobnie na depresję. Niedługo później zarząd Balmain poinformował, że projektant opuścił firmę.  


Ostatnia kolekcja Decarnina wpisuje się w typową dla niego estetykę, jednak tym razem projektant dodał nieco folkowych elementów, rezygnując z cekinów czy ćwieków. Dotychczas mocna sylwetka zyskała luźniejszej formy, w kolekcji pojawiły się dzianiny i miękkie materiały. Nie zabrakło patchworkowych mini oraz obcisłych rurek z patynowanej skóry, choć plotkowano, że wszelkie nowości z tej kolekcji, takie jak kombinezony, to zasługa Melanie Ward, nowej stylistki marki. Wygląda na to, że Decarnin pożegnał się z firmą w odpowiednim momencie, będąc na skraju wyczerpania i kreatywnej swobody.




Nowym projektantem Balmain został Olivier Rousteing, który pracuje dla marki od trzech lat. Pierwszą kolekcją stworzoną przez Rousteinga jest resort 2012. Podobnie jak jego poprzednik, Rousteing zna się na szyciu – spodnie są idealnie dopasowane, marynarki świetnie skrojone. 25-latek zadebiutował całkiem mocną kolekcją utrzymaną w rockowym duchu Decarnina, wprowadził jednak sporo nowości. Patchworkowe mini z cekinów zostały zastąpione plemienno graficznymi wzorami, smokingowe żakiety nabrały więcej klasy. Młody projektant wniósł także więcej swobody – za dużych t-shirtów, miękkich dzianin i lejących się jerseyów. Pojawiły się także długości maxi, uzupełniające dotychczasowe propozycje Decarnina. Widać, że marka zaczyna myśleć o akcesoriach, pierwszym krokiem w tym kierunku są świetne i zróżnicowane modele butów, czego do tej pory brakowało.




 Kolekcje resort z reguły są bardziej casualowe i swobodniejsze, jednak ta od Balmain doskonale łączy wygodę z klasą i wyrafinowaniem. Widać, że Rousteing szanuje dokonania poprzednika, ale nie boi się także postawić na swoje pomysły.




 Wszystkie zdjęcia pochodzą z style.com